Ustawa O Narodowym Zasobie Archiwalnym

Czy kiedykolwiek zastanawialiście się, co się dzieje ze starymi rachunkami za prąd waszej babci? Albo z listami miłosnymi waszego pradziadka? No dobra, może nie. Ale ktoś o tym myśli. I to poważnie. Mówię o Ustawie o Narodowym Zasobie Archiwalnym. Poważna sprawa, prawda?
Niby wszyscy rozumiemy, że archiwum to coś ważnego. Historie. Dokumenty. Dowody. Ale umówmy się, czy naprawdę potrzebujemy ustawy, żeby to kontrolować? Czy nie moglibyśmy po prostu zaufać ludziom? Unpopular opinion: Może trochę przesadzamy?
Archiwa i My: Mała Wojna o Papiery
Wyobraźcie sobie, że urządzacie generalne porządki. Trochę jak program "Królowa Sprzątania", ale bardziej chaotycznie. Trafiacie na stertę starych zdjęć. Babcia w bikini w Sopocie w latach 60. Wujek Henio z wąsami, których sam Hitler by pozazdrościł. Co robicie? Pewnie wrzucacie na Facebooka! A Ustawa patrzy na to z ukrycia. Czy to jest już materiał historyczny? Czy trzeba to oddać do archiwum?
Dlaczego To Ma Znaczenie (Teoretycznie)?
Oczywiście, rozumiem. Chodzi o ochronę dziedzictwa. O to, żeby przyszłe pokolenia mogły się śmiać z naszych dziwnych fryzur i wyborów modowych. Ale, czy to nie trochę... inwazyjne? To jakby powiedzieć, że każde śmieszne zdjęcie kota to potencjalny eksponat muzealny. No nie wiem...
Czasami mam wrażenie, że ta Ustawa to trochę jak nadgorliwy rodzic. Chce dobrze, ale dusi. Wiadomo, bez niej moglibyśmy stracić bezcenne skarby. Ale czy naprawdę każde stare pismo musi być zabezpieczone w sejfie pancernym?
Archiwalna Anarchia? (Może?)
Może i mam herezje na języku, ale czy naprawdę nie moglibyśmy zaufać zdrowemu rozsądkowi? Ludzie zazwyczaj wiedzą, co jest ważne. Pamiątki rodzinne. Dokumenty historyczne. A reszta? No cóż, reszta może iść na makulaturę. Albo na ognisko, jeśli ktoś jest naprawdę odważny.
Nie zrozumcie mnie źle. Szanuję historię. Kocham stare zdjęcia. Ale czy naprawdę potrzebujemy rozbudowanej biurokracji, żeby chronić wspomnienia? Nie wiem. Czasami mam wrażenie, że cała ta machina archiwizacyjna to trochę jak Muzeum Polskiej Piosenki w Opolu. Dużo szumu, a efekt... no cóż, dyskusyjny.
Na koniec, chciałbym przypomnieć o jednym. O tym, że życie toczy się dalej. Technologie się zmieniają. Informacje krążą w sieci z prędkością światła. A my? My wciąż debatujemy nad tym, co zrobić ze starymi aktami notarialnymi. Może czas przestać grzebać w przeszłości i skupić się na przyszłości? Może to jest prawdziwa rewolucja? Archiwalna anarchia? Kto wie...
P.S. Jeśli ktoś z Archiwum Narodowego to czyta, proszę, nie bijcie. To tylko takie luźne przemyślenia. I naprawdę doceniam waszą pracę. Ale czasem... no sami wiecie.






