Urząd Miasta łodzi Rekrutacja Do Szkół

O rekrutacji do szkół w Łodzi słyszał chyba każdy rodzic. A przynajmniej każdy, kto choć raz próbował zapisać swoje dziecko do wymarzonej placówki. Przyznaję, mam pewną... nazwijmy to, niepopularną opinię na ten temat. Gotowi?
Bo wiecie, cała ta procedura, ten cały taniec godowy wokół Urząd Miasta Łodzi i Rekrutacja Do Szkół, trochę przypomina mi casting do... hm... "Gry o Tron", tylko zamiast walki o Żelazny Tron, walczymy o miejsce w szkole z salą gimnastyczną i panią od angielskiego, która nie każe śpiewać "Head, Shoulders, Knees and Toes" po raz setny.
Każdy rodzic, z wypiekami na twarzy, studiuje kryteria. Punkty za rodzeństwo (jasne, logiczne), punkty za zameldowanie (trochę mniej logiczne, bo przecież dziecko ma się uczyć, a nie spać w konkretnym miejscu), punkty za... No właśnie, za co jeszcze? Za bycie miłym? Za ładne rysunki? Za umiejętność rozwiązywania sudoku w wieku lat pięciu? Przydałoby się!
Punkty, Punkty Wszędzie!
A potem te nerwowe dni oczekiwania. Logowanie do systemu rekrutacyjnego co pięć minut (bo przecież wynik może się zmienić!). Fora internetowe, gdzie rodzice wymieniają się plotkami i radami (często sprzecznymi). Atmosfera gęsta od stresu, jakbyśmy składali wniosek o kredyt hipoteczny, a nie o miejsce w pierwszej klasie.
I wreszcie! Wyniki! Euforia, jeśli się udało. Rozczarowanie, jeśli nie. A potem odwołania, protesty, kolejne odwołania... Cała procedura potrafi pochłonąć więcej energii niż opieka nad tym małym człowiekiem, dla którego to wszystko robimy. Poważnie!
Moja "Niepopularna" Opinia?
Uważam, że trochę za bardzo to wszystko komplikujemy. Serio. Rozumiem, że chęć zapewnienia dziecku jak najlepszej edukacji jest naturalna. Ale czy naprawdę najlepsza edukacja to ta w "najlepszej" (według rankingów) szkole? Czy może ważniejsze jest sympatyczne środowisko, zaangażowany nauczyciel i możliwość rozwijania pasji?
Pomyślmy o tym, jak Urząd Miasta Łodzi mógłby to usprawnić. Może więcej elastyczności? Może mniej punktów, a więcej rozmów z rodzicami? Może losowanie (o zgrozo!)? No dobra, z tym losowaniem to przesadziłem… chyba. Ale coś trzeba wymyślić!
Bo wiecie, w końcu najważniejsze jest to, żeby dziecko chodziło do szkoły z uśmiechem na twarzy. A stres rodziców podczas rekrutacji jakoś tak temu uśmiechowi nie sprzyja.
I żebyśmy my, rodzice, mogli odetchnąć z ulgą i zająć się czymś bardziej konstruktywnym. Na przykład nauczeniem dziecka śpiewania "Head, Shoulders, Knees and Toes" bez fałszowania. To już będzie sukces.
Na koniec dodam jeszcze jedno. Pamiętajcie, każda szkoła ma swoje plusy i minusy. Najważniejsze, żeby pasowała do Waszego dziecka. I żeby ta cała Rekrutacja Do Szkół nie przysłoniła Wam tego faktu. Bo w końcu to nie casting do "Gry o Tron". To po prostu szkoła.




