Testy Z Angielskiego Klasa 4 Junior Explorer
Dobra, powiedzmy to sobie szczerze. *Junior Explorer* z klasy 4. Kto to wymyślił? Nie, żartuję! Ale serio, testy z tego to czasem niezła gimnastyka. Dla rodziców, przede wszystkim.
Angielski? Dla dzieci? Brzmi niewinnie...
Pamiętam, jak syn wrócił ze szkoły, oczy jak pięć złotych. "Mamo, test z angielskiego!". No spoko, myślę sobie. Co tam może być trudnego? Przecież to dopiero klasa 4! Ha! Naiwna ja!
Otwieram zeszyt, a tam… no dobrze, nie będę dramatyzować. Ale między "Hello" a "My name is…" nagle pojawiają się jakieś potwory z kosmosu. Ćwiczenia na słuchanie, gdzie mówią tak szybko, że nawet native speakerzy by się pogubili. I te obrazki! Czy ten kucyk jest actually brązowy, czy to tylko odcień sepii?
Niewinny test, poważne strategie
Przyznaję się bez bicia. Zdarzyło mi się podglądać w podręczniku. Tak, tak, wiem. Matka roku. Ale słuchajcie, stawka była wysoka! Dziecięca psychika! Dobre oceny! No i przede wszystkim… mój spokój ducha.
Bo, umówmy się, *Junior Explorer* to nie tylko podręcznik. To cała filozofia życia. Trzeba opanować słownictwo, gramatykę, wymowę (tej krowy, co muczy "Moo!"). A potem jeszcze to wszystko powtórzyć, utrwalić i przetestować. I to wszystko, zanim jeszcze zdążysz wypić poranną kawę.
Mam taką unpopular opinion: testy z *Junior Explorer* to tak naprawdę testy dla rodziców. Sprawdzają naszą cierpliwość, kreatywność i umiejętność tłumaczenia skomplikowanych zagadnień w sposób zrozumiały dla dziesięciolatka. Plus, uczą nas, jak radzić sobie ze stresem przed sprawdzianem. I to nie swoim!
"The pen is on the table…" Czy aby na pewno?
A te zdania! "The pen is on the table…" Ile razy to powtarzałam? Setki? Tysiące? A potem na teście syn pisze: "The pen is under the table". No ręce opadają! Ale z drugiej strony, może ten długopis miał swoje powody, żeby wylądować pod stołem?
Pamiętam też zadanie z czasownikami. Proste, prawda? Eat, drink, sleep… Ale kiedy trzeba dopasować je do obrazków, nagle okazuje się, że dziecko na obrazku nie pije, tylko deliberately kontempluje swój napój. I nagle robi się problem.
Junior Explorer: Tajna broń rodziców?
Ale wiecie co? Mimo tych wszystkich trudności, Junior Explorer ma w sobie coś fajnego. Może to ta radość dziecka, kiedy w końcu załapie o co chodzi. Może to satysfakcja, że udało się przetrwać kolejny test. A może po prostu… dobrze się bawimy, ucząc się razem.
No dobra, przyznaję. Może przesadzam. Może te testy nie są takie straszne. Ale i tak uważam, że powinni dodać kategorię "Rodzic wspierający" do oceny. Bo, umówmy się, bez nas to by się nie udało! A tak serio to pamiętajmy, że najważniejsze to żeby dzieciak polubił ten angielski. A testy? To tylko dodatek, taki mały… *sprawdzian odporności psychicznej rodziców*.
Więc, jeśli Twój czwartoklasista ma jutro test z Junior Explorera, weź głęboki oddech. Zrób sobie herbatę. I pamiętaj: dasz radę! A jeśli nie… Zawsze możesz podglądnąć w podręczniku. Tylko nikomu nie mów!
I jeszcze jedno! Może ten kucyk na obrazku jest jednak zielony? No bo w końcu to jest klasa 4 i wszystko jest możliwe, prawda?
