Terminator 2 3d Battle Across Time
No dobra, przyznaję się. Mam pewną słabość. I to taką, której wielu fanów kina sci-fi pewnie nie zrozumie. Chodzi o Terminator 2 3D: Battle Across Time. Tak, ten z Universal Studios. Tak, ten, w którym Arnold krzyczy „I'll be back!” w trójwymiarze. I tak, ten, który… no właśnie, według mnie jest genialny!
Wiem, wiem. Film *Terminator 2: Dzień Sądu* to klasyk. Arcydzieło. Dzieło Jamesa Camerona. Nikt nie śmie tego kwestionować. Ale ten 20-minutowy dodatek? To czysta rozrywka. Bezpretensjonalna. Trochę kiczowata. Absurdalna. I właśnie dlatego tak bardzo go lubię!
Można narzekać na efekty specjalne, które dzisiaj wyglądają trochę… hmm… retro. Ale hej, to był kawał technologii w tamtych czasach! I wiesz co? Nadal robi wrażenie. Szczególnie, jak T-1000 wylewa się na Ciebie z ekranu. Albo kiedy helikopter prawie wlatuje Ci prosto w twarz. Pamiętacie te okulary 3D z lat 90.? Genialne!
Sarah Connor i jej teksty
A co powiecie o dialogach? „Judgment Day is coming! Wear these glasses!” – serio? Kto to wymyślił? Jaki geniusz pozwolił Sarah Connor wykrzykiwać takie rzeczy? I wiecie co? Kocham to! To kwintesencja campu. To tak złe, że aż dobre.
Dlaczego ten dodatek w ogóle powstał?
Oczywiście, można się zastanawiać, po co to wszystko. Po co dorabiać sequel sequelowi, jeszcze w takiej formie? No bo dlaczego nie? To przecież Arnold Schwarzenegger w szczytowej formie! To Edward Furlong z toną żelu na włosach! To Robert Patrick w roli najbardziej przerażającego robota w historii kina! Wszystko to, skumulowane w 20 minutach czystej, beztroskiej rozrywki.
I ten dźwięk! Pamiętacie te dudniące basy, kiedy Terminator wjeżdża na motorze? Albo ten metaliczny brzęk, kiedy T-1000 zmienia kształty? To wszystko działa na zmysły! To prawdziwa symfonia sci-fi kiczu!
"I'll be back!… with 3D!" - Terminator, prawdopodobnie.
A wiecie co jest najlepsze? Że ten dodatek w ogóle nie próbuje być czymś więcej, niż jest. Nie udaje, że jest głęboki, filozoficzny czy poruszający. On po prostu ma bawić. I robi to świetnie. W prosty, naiwny, ale cholernie skuteczny sposób.
Może i nie jest to film, który zmienia życie. Może i nie jest to dzieło, które trzeba analizować godzinami. Ale jest to 20 minut, które zawsze wywołują u mnie uśmiech. I wiesz co? To mi wystarcza. I nawet jeśli się ze mną nie zgadzacie, to i tak wiem swoje. Terminator 2 3D: Battle Across Time to guilty pleasure, którego nigdy się nie wstydziłem.
A teraz idę poszukać nagrania na YouTube. Może w 240p, ale co tam! Ważne, że Arnold jest w 3D (prawie).
