Tawerna Rybacka Ostatnia Deska Ratunku
Ostatnia Deska Ratunku. Sama nazwa brzmi jak z filmu o piratach, prawda? Albo jak ostrzeżenie. Serio, zastanawialiście się kiedyś, co autor miał na myśli? Mnie to intryguje za każdym razem, gdy przejeżdżam obok.
Ryba z widokiem - hit czy kit?
Bo umówmy się, Tawerna Rybacka Ostatnia Deska Ratunku w Sopocie, to miejsce kultowe. Zwłaszcza dla tych, co lubią patrzeć na morze. I jeść rybę. Albo udawać, że lubią jeść rybę, a tak naprawdę chcą tylko Instagramowe zdjęcie z mewą w tle. Bez urazy, każdy ma swoje priorytety.
Unpopular opinion alert: widok na morze to często przeceniana sprawa. Okej, jest ładnie. Ale czy naprawdę sprawia, że dorsz smakuje o 20 złotych lepiej? Szczerze? Wątpię. Ale to tylko moje zdanie. Możecie mnie zlinczować w komentarzach. Albo zaprosić na rybę, żeby udowodnić, że się mylę. Chętnie przyjmę zaproszenie!
Z drugiej strony, trzeba przyznać, że atmosfera w Ostatniej Desce jest... specyficzna. To taki miszmasz turystów w klapkach, miejscowych rybaków (przynajmniej mam nadzieję, że to rybacy, a nie przebierańcy), i zakochanych par, które udają, że nie słyszą wrzasku dzieci.
Co tam właściwie jeść?
Karta dań to klasyka nadmorskiej gastronomii. Dorsz, flądra, śledź. Frytki, surówka, piwo. Bez szaleństw. Ale czy szaleństwa są potrzebne? Moim zdaniem nie zawsze. Czasem człowiek chce po prostu zjeść smażoną rybę i napić się zimnego piwa, bez udziwnień i mikro-warzyw na talerzu.
"Ryba musi być świeża! To podstawa!" - mawia mój dziadek, stary wilk morski (a przynajmniej człowiek, który często ogląda filmy o morzu).
No i tutaj dochodzimy do sedna. Bo świeżość ryby to sprawa kluczowa. I tu, niestety, bywa różnie. Czasem trafisz na ideał – mięso rozpływa się w ustach, smakuje morzem. A czasem… cóż, czasem lepiej nie pytać. Ale hej, nikt nie jest doskonały. Nawet Ostatnia Deska Ratunku ma prawo do gorszego dnia.
A ceny? No cóż, jesteśmy w Sopocie. Tanio nie jest. Ale z drugiej strony, za widok się płaci. I za legendę. Bo Tawerna Rybacka to już legenda. Takie miejsce, które trzeba odwiedzić, żeby powiedzieć "byłem/byłam, widziałem/widziałam, zjadłem/zjadłam". I może nawet polubiłem/polubiłam. Albo i nie. Ale przynajmniej mam o czym opowiadać.
Podsumowując: czy polecam Ostatnią Deskę Ratunku? To zależy. Jeśli szukasz wykwintnej kuchni i ciszy, to nie. Jeśli szukasz autentycznej atmosfery, widoku na morze (i nie masz nic przeciwko tłumom), i jesteś gotów zaryzykować, że ryba nie będzie idealna, to jak najbardziej. A może po prostu chcesz sprawdzić, czy to naprawdę ostatnia deska ratunku? No cóż, idź i sam się przekonaj. A potem daj znać, co myślisz. Jestem ciekawy Twojej opinii!
