Sprawdzian Z Treści Stary Człowiek I Morze

OK, słuchajcie. Przyznaję się. Mam pewne... przemyślenia. Takie, wiecie, trochę niepopularne. Chodzi o "Starego Człowieka i Morze". A dokładniej, o sprawdzian z tej lektury.
No dobra, kto z nas go lubił? Serio?
Sprawdzian? To był dramat.
Pamiętam te gorączkowe chwile przed. Nerwowe wertowanie książki w poszukiwaniu jakichkolwiek wzruszających metafor. Uczyliśmy się na pamięć imienia chłopca – Manolin, żeby broń Boże nie napisać "Marian". A potem? Potem była katorga.
Pytania typu: "Omów symbolikę walki Santiago z marinem na tle filozofii egzystencjalizmu." Co?! Egzystencjalizm? Ja chciałem tylko zdać sprawdzian!
Serio, kto tak formułuje pytania? To tak, jakby ktoś zapytał: "Opisz kolor koralików babci w odniesieniu do teorii względności Einsteina." Bez sensu, prawda?
Pytania, które mnie prześladują (do dziś!).
Pamiętam jedno pytanie. Brzmiało jakoś tak: "Jakie wewnętrzne przemiany zachodzą w Santiago podczas walki z rekinami?" No jasne, że przemiany! Przecież walczy z rekinami! Pewnie myśli sobie: "O cholera, miałem wziąć większą łódź!" Albo: "Dlaczego nie wziąłem ze sobą kanapek?!"
Kto podczas walki z rekinami myśli o egzystencjalnym cierpieniu? No kto?! Ja na pewno bym nie myślał. Raczej o tym, żeby przeżyć. I o tym, że mam cholernie ostry haczyk.
Nie rozumiem też tych wszystkich interpretacji. Że to symbol walki człowieka z losem, bla bla bla. Okej, może i tak. Ale dla mnie to historia faceta, który złowił ogromną rybę, a potem mu ją zeżarły rekiny. Kropka.
I wiecie co? Uważam, że Hemingway pisał to wszystko po kilku drinkach. Inaczej nie da się tego wytłumaczyć. A sprawdzian z tej książki to po prostu tortura dla niewinnych uczniów.
Może i przesadzam. Może i jestem ignorantem. Ale tak to widzę. I nie wstydzę się tego. Dziękuję za uwagę. I za to, że nikt nie musi pisać sprawdzianu z tego artykułu. Uff!
Moja osobista definicja sprawdzianu z "Starego Człowieka i Morza": Sztuka zamęczania uczniów.
Czy ktoś się ze mną zgadza? Proszę, powiedzcie, że nie jestem sam! Bo inaczej zacznę myśleć, że walka Santiago z marinem była jednak warta zachodu... A tego bym nie chciał.







