Seweryn Krajewski Nie Jesteś Sama Bonus Track

Ok, słuchajcie. Mam coś do wyznania. Coś, co może wywołać burzę. Coś, co podzieli fanów Seweryna Krajewskiego. Jestem gotowa. Wy też?
Bonus track: wróg czy przyjaciel?
Mówimy o "Nie Jesteś Sama" i... no właśnie, tym bonus tracku. Wiecie, o którym mówię. Tym, który albo kochasz, albo... no, wiesz. Ja go lubię. Bardzo lubię. Ba! Powiem więcej – ubóstwiam!
Wiem, wiem. Zaraz posypią się gromy. Usłyszę, że psuje klimat albumu. Że jest "zbyt nowoczesny". Że Krajewski się sprzedał. Ble, ble, ble. Serio? Sprzedał? A może po prostu... eksperymentował? Może miał ochotę na trochę świeżości?
Bo widzicie, ja to tak odbieram. Jak oddech. Jak szklankę zimnej wody w upalny dzień. Jak... no dobra, jak wisienkę na torcie! Album "Nie Jesteś Sama" jest pyszny, nie przeczę. Pełen melancholii, pięknych melodii, tekstów, które chwytają za serce. Ale ten bonus track to taki... kop energii. Takie "hej, wciąż tu jestem! Wciąż mam coś do powiedzenia!".
Co w nim takiego fajnego?
Dobra, skonkretyzujmy. Co takiego sprawia, że biję brawo temu odważnemu (moim zdaniem) krokowi Seweryna Krajewskiego? Po pierwsze – rytm! Ten beat. To, jak buja. To, jak zachęca do... no dobra, może nie do tańca na stole, ale do lekkiego podrygiwania w fotelu – na pewno!
Po drugie – aranżacja. To, że nie brzmi jak wyjęte z szafy z napisem "lata 80.". To, że słychać, że ktoś się postarał. Że ktoś pomyślał. Że ktoś chciał zaskoczyć. I, cholera, udało mu się!
Po trzecie (i to jest chyba najważniejsze) – melodia. No dobra, przyznaję, może nie tak chwytliwa jak "Wielka Miłość" czy "Anna Maria". Ale ma w sobie coś... coś, co wciąga. Coś, co sprawia, że chce się jej słuchać jeszcze raz i jeszcze raz. I jeszcze jeden.
No i tekst. Ok, może nie arcydzieło. Ale pasuje do całości. Dopełnia ją. Nie odstaje jakoś strasznie. Mówi o miłości. O tęsknocie. O tym, że nawet kiedy jest ciężko, to... no wiecie, nie jesteśmy sami. Brzmi znajomo, prawda?
Może i mam spaczone gusta. Może i nie znam się na muzyce tak dobrze jak niektórzy krytycy. Ale wiem jedno: kiedy słyszę ten bonus track, to się uśmiecham. I to mi wystarczy.
Czy to oznacza, że uważam go za lepszy niż reszta albumu? Absolutnie nie! Ale uważam, że zasługuje na docenienie. Że zasługuje na to, żeby dać mu szansę. Że zasługuje na to, żeby przestać traktować go jak czarną owcę.
Może i jestem w mniejszości. Może i zaraz zostanę zlinczowana przez fanów Seweryna Krajewskiego. Ale co tam! Musiałam to z siebie wyrzucić. Bonus track "Nie Jesteś Sama" jest super! I kropka.
Ktoś się ze mną zgadza? No, przyznawać się!







