Saezuru Tori Wa Habatakanai The Clouds Gather

Okej, słuchajcie. Muszę coś przyznać. Coś, co może spowodować, że część z was spojrzy na mnie spode łba. Gotowi? No to jadę.
Saezuru Tori Wa Habatakanai: The Clouds Gather – mam mieszane uczucia.
Tak, wiem, wiem. To niemal jak bluźnierstwo w kręgach fanów BL. Cała ta otoczka, ten mroczny świat yakuzy, skomplikowane relacje… brzmi poważnie. I wiecie co? Czasami aż za bardzo.
Nie zrozumcie mnie źle. Doceniam kunszt animacji. Te detale, te cienie… robi wrażenie. Ale czy naprawdę muszę się tak bardzo zastanawiać, co autor miał na myśli? Czy nie mogę po prostu cieszyć się… no, wiecie, romansem? Chociaż w tym przypadku "romans" to chyba za delikatne słowo.
Mrok, mrok wszędzie!
Jasne, rozumiem, że to manga o trudnych relacjach, o ludziach z przeszłością i o traumach. Ale czy każdy odcinek musi być tak ciężki emocjonalnie? Czasami mam ochotę krzyknąć do ekranu: "Uśmiechnij się, ludzie! Chociaż raz!". Albo zjedzcie lody! Serio.
I nie żebym nie lubiła dramatu. Lubię! Ale w umiarkowanych ilościach. Po obejrzeniu The Clouds Gather mam wrażenie, jakbym przez tydzień oglądała tylko filmy Tarantino. Fajnie, ale ile można?
A może to ja jestem jakaś dziwna? Może oczekuję od animacji o yakuzie, żeby była bardziej… lekka? Zastanawiam się, czy to nie dlatego, że na co dzień sama mam wystarczająco dużo dramatu w swoim życiu. Kto wie? Może po prostu potrzebuję więcej jednorożców i tęczy?
Czy Yashiro naprawdę jest taki skomplikowany?
Kolejna sprawa: Yashiro. Rozumiem, że jest postacią skomplikowaną. Szef yakuzy, masochista z trudną przeszłością… Wszystko to brzmi fascynująco. Ale czasami mam wrażenie, że twórcy próbują go uczynić zbyt skomplikowanym. Jakby na siłę dodawali mu kolejne warstwy, żebyśmy przypadkiem nie pomyśleli, że jest "za prosty".
A Doumeki? No cóż… Doumeki to taki… milczący typ. Typ, który rozwiązuje problemy siłą, a nie rozmową. Rozumiem, że to jego urok, ale czasami chciałabym, żeby się w końcu odezwał. Chociaż raz powiedział coś innego niż "Yashiro-san".
Może mój problem polega na tym, że oczekuję od BL czegoś, czego on nie powinien mi dawać? Może powinnam po prostu zaakceptować, że Saezuru Tori Wa Habatakanai to historia o mroku, o bólu i o skomplikowanych relacjach. I przestać marzyć o happy endzie rodem z Disneya.
Wiem, że dla wielu z was to kultowa seria. I szanuję to. Ale ja po prostu… potrzebuję czegoś bardziej radosnego. Czegoś, co sprawi, że uśmiechnę się od ucha do ucha, a nie tylko zadumiewam się nad trudnym losem bohaterów. Może obejrzę jakąś komedię romantyczną. Albo poczytam książkę o jednorożcach. Kto wie?
No i co, przyznajcie się. Kto się ze mną zgadza? Kto czuje podobnie? Albo kto uważa mnie za heretyka? Podzielcie się swoimi opiniami! Chętnie poczytam, nawet jeśli mnie zjecie żywcem.







