Power Rangers Battle For The Grid
Dobra, przyznajcie się. Kto z was w dzieciństwie udawał, że jest Power Rangersem? Bo ja na pewno! I wiecie co? Do dzisiaj mi trochę zostało.
A teraz na poważnie (no, prawie poważnie). Jest sobie gra. Power Rangers: Battle for the Grid. Bijatyka. I, nie bójmy się tego powiedzieć, ma swoje... hmm... specyficzne grono fanów. No, i kilka osób, które na nią kręcą nosem. I właśnie do tych drugich chcę się dzisiaj zwrócić. Bo mam pewną, powiedzmy... kontrowersyjną opinię.
Bo *Battle for the Grid* jest... naprawdę fajne!
Tak, wiem. Grafika nie powala. Wygląda trochę jak gra z zeszłej epoki. Ale wiecie co? To w ogóle nie przeszkadza! Serio! Bo gameplay nadrabia wszystko.
System walki jest prosty do ogarnięcia, ale zaskakująco głęboki. Można tworzyć naprawdę szalone kombinacje ciosów. I to, że mamy drużynę trzech wojowników, to już w ogóle bajka. Można kombinować z zespołami, synergiami, zmieniać postacie w trakcie walki. To daje ogromną swobodę taktyczną.
"Ale animacje są drewniane!"
Słyszę to. I co z tego? Przecież to Power Rangers! Oni zawsze byli trochę... koślawi. To część ich uroku! Poza tym, skup się na tym, co się dzieje na ekranie. Na szybkich akcjach, na potężnych ciosach, na... Morphing!
No i soundtrack! Daje takiego kopa, że aż chce się wskoczyć na arenę i zacząć walczyć. A odgłosy ciosów? Klasyka! Powrót do lat 90tych gwarantowany.
Megazordy!
Okay, przyznaję bez bicia. Megazordy to mój słaby punkt. Kto nie kocha Megazordów?! W Battle for the Grid odpalenie Megazorda to prawdziwy spektakl. To jak wisienka na torcie. Jak finałowy cios w filmie akcji. Jak... no po prostu epik!
"Ale to gra tylko dla fanów Power Rangers!"
Może i tak. Ale nawet jeśli nigdy nie oglądałeś/aś ani jednego odcinka, to i tak możesz się dobrze bawić. Serio! Daj jej szansę. Może i grafika nie jest najpiękniejsza, ale gameplay jest wciągający, a walki są dynamiczne i satysfakcjonujące.
Poza tym, jest mnóstwo postaci do wyboru. Od klasycznych Rangerów, po... Lorda Zedda! No, powiedzcie sami, to nie brzmi fajnie? Można poczuć się jak prawdziwy zły charakter!
Więc co? Dajcie szansę Power Rangers: Battle for the Grid. Może i nie jest idealna, ale ma w sobie to coś. Ten magiczny pierwiastek, który sprawia, że uśmiechasz się pod nosem podczas gry. A to chyba o to chodzi, prawda?
No dobra, idę grać. Muszę jeszcze raz pokonać Ritę Repulsę. Go go Power Rangers!
