Ozzy Osbourne Mama I M Coming Home
Dobra, słuchajcie. Mówię to i nie cofnę: Mama, I'm Coming Home Ozzy'ego Osbourne'a jest... no, trochę przereklamowana.
Przepraszam, czy powiedziałam to na głos?
Wiem, wiem. Świętość rocka. Klasyk. Musisz słuchać na full w swoim muscle carze. A ja co? Heretyczka? Może trochę. Ale spójrzmy prawdzie w oczy.
Ta ballada. Powiedzmy sobie szczerze, to trochę... nudne? No dobra, może nie nudne nudne, ale... przeciągnięte? Jak makaron w zupie babci, który ciągniesz i ciągniesz, i ciągniesz... i ciągniesz, ale on się nigdy nie skończy.
Co nie znaczy, że Ozzy jest be!
Ej, ej, spokojnie! Ozzy to król! Gryzie nietoperze! Król ciemności! Legenda! Ale nawet królowi zdarzają się gorsze dni, prawda?
Pomyślcie o tym. Wszystkie te potężne riffy Zakk Wylde'a... cały ten image Szalonego Księcia Ciemności... i nagle? Romantyczna piosenka o powrocie do domu. No, nie wiem. To jakby Darth Vader nagle zaczął śpiewać o tęsknocie za mamą.
Oczywiście, rozumiem, że chodzi o miłość do Sharon. Piękne. Ale czy to musi być AŻ TAK patetyczne?
Mam wrażenie, że Mama, I'm Coming Home to trochę taki Ozzy po liftingu. Wersja "family-friendly". Żeby mamy mogły słuchać w samochodzie, wioząc dzieci na karate.
Ale czy to źle?
Może i nie. Rozumiem, że artysta ewoluuje. Że eksperymentuje. Że szuka nowych fanów. Ale... serce jakoś bardziej bije mi do Crazy Train, rozumiecie? Tam jest czysty, nieokiełznany Ozzy.
A Mama, I'm Coming Home? No cóż, to trochę jak... jedzenie ciasta bez kremu. Smaczne, ale brakuje tej iskry szaleństwa. Tego "czegoś", co sprawia, że Ozzy jest Ozzy'm.
Może jestem w mniejszości. Może po prostu nie rozumiem geniuszu tej piosenki. Ale prawda jest taka: jak włączam Ozzy'ego, to omijam Mama, I'm Coming Home. Sorry, not sorry. Wolę posłuchać jak gryzie nietoperza (metaforycznie oczywiście!).
Może i jestem dziwna.
Ale czy wy, potajemnie, nie czujecie tego samego? No, przyznajcie się! Może po prostu się boicie głośno o tym powiedzieć! Ale ja jestem gotowa wziąć na siebie ten ciężar. To ja, heretyczka Ozzy'ego. Przyjmijcie to z honorem!
A teraz wybaczcie, lecę posłuchać Mr. Crowley. Bo tam jest magia. Tam jest szaleństwo. Tam jest... prawdziwy Ozzy. Bez kremu.
