Nowe Słowa Na Start Klasa 4 ćwiczenia
Wiecie co? Mam taką... powiedzmy, kontrowersyjną opinię. Chodzi o Nowe Słowa na Start, te ćwiczenia z klasy 4. Tak, wiem, wiem, podstawa edukacji, bla bla bla.
Ale czy tylko ja uważam, że niektóre zadania są... trochę z kosmosu? Serio, kto wpadł na pomysł, że czwartoklasista ma znać te wszystkie przymiotniki opisujące odcienie fioletu? Fuksja, lila, lawendowy... no proszę was!
Pamiętam, jak moja siostrzenica walczyła z ćwiczeniem z języka polskiego. Miała dopasować przysłowia do obrazków. Obrazek przedstawiał... no właśnie, do dziś nie jestem pewna, co przedstawiał. Coś brązowego, może grzyba? A przysłowia? Kosmiczne! "Gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść". No ok, ale co to ma wspólnego z brązowym grzybem?!
I te dyktanda! Zawsze się zastanawiam, czy osoba pisząca te dyktanda kiedykolwiek widziała czwartoklasistę. "Żółw żużlowy żuł żółtą żonkil?". Czy to ma sens? Pewnie ma, ale dla lingwisty, a nie dla dziecka, które ledwo ogarnia pisanie "rz" i "ż" zamiennie.
No i te opisy! "Opisz, jak spędziłeś/spędziłaś wakacje u babci na wsi". Super! Tylko babcia mojej siostrzenicy mieszka w bloku na 10 piętrze, a ostatnie wakacje spędziła grając w Minecrafta. Ale napisz, dziecko, o krowach, kurach i zapachu siana! Kreatywność leci na łeb na szyję.
Podejrzane rysunki!
Nie mogę zapomnieć o ilustracjach! Okej, rozumiem, że to podręcznik, a nie komiks. Ale te rysunki są tak... specyficzne. Postacie wyglądają, jakby ktoś je narysował w Paincie na Windowsie 95. Mają dziwne proporcje, i zawsze, ale to zawsze, mają smutne oczy. Rozumiem, że życie jest ciężkie, ale czy naprawdę musimy to przekazywać dzieciom już w klasie 4?
A te zadania z matematyki? "Pan Stanisław kupił 34 jabłka po 2,50 zł za sztukę. Zjadł 7 jabłek, a resztę rozdał sąsiadom. Ile jabłek dostał każdy sąsiad, jeśli pan Stanisław ma 12 sąsiadów?". Serio? Pan Stanisław nie mógł po prostu kupić mniej jabłek? Albo po prostu zjeść wszystkie sam? Prościej by było!
To nie hejt, obiecuję!
Żeby nie było, nie hejtuję Nowych Słów na Start! Uważam, że to ważne, żeby dzieci się uczyły. Ale czy nie moglibyśmy trochę poluzować? Trochę więcej zabawy, trochę mniej kosmicznych odcieni fioletu, trochę więcej logiki w zadaniach z panem Stanisławem i jego jabłkami.
Może zamiast opisywać zapach siana, pozwólmy dzieciom opisać swój ulubiony poziom w Minecraftcie? Może zamiast uczyć się przysłowi, nauczmy je, jak pisać maile do babci? To na pewno bardziej im się przyda w życiu.
Więc tak, mam tę kontrowersyjną opinię. I wcale się jej nie wstydzę. Uważam, że edukacja powinna być fajna, angażująca i przede wszystkim – dopasowana do dzieci. Bo inaczej, zamiast wiedzy, będziemy mieli tylko frustrację i wstręt do szkoły. A tego byśmy przecież nie chcieli, prawda?
A teraz idę pomóc siostrzenicy ogarnąć zadanie z języka polskiego. Oczywiście, zadanie jest o... no właśnie, nie mam pojęcia o czym jest to zadanie. Ale obiecuję, zrobię wszystko, żeby nie skończyła z traumą po klasie 4.




