Modlitwa Ku Czci Najdroższej Krwi Pana Jezusa

Słuchajcie, mam coś do powiedzenia. Coś, co może wywołać burzę. Coś, co sprawi, że niektórzy zadławią się opłatkiem. Chodzi o Modlitwę Ku Czci Najdroższej Krwi Pana Jezusa. Tak, wiem, brzmi poważnie. I jest poważna. Ale... czy naprawdę potrzebujemy jej AŻ TYLE?
Serio, rzućcie okiem na ten tekst. Długi, momentami zakręcony, pełen patosu. Rozumiem, poświęcenie, ofiara, bla, bla, bla. Ale czy Bóg naprawdę chce, żebyśmy wyrecytowali litanię cierpień z dokładnością chirurga? Czy On nie woli po prostu... żebyśmy byli dla siebie mili?
A może to tylko ja?
Wiem, wiem. Herezje! Bluźnierstwo! Ale posłuchajcie mnie. Kiedy próbuję skupić się na tej modlitwie, myślę o zupełnie innych rzeczach. O tym, czy zdążyłam wyłączyć żelazko. O tym, co kupić na obiad. O tym, że muszę w końcu ogarnąć te skarpetki bez pary. Czy to znaczy, że jestem złą katoliczką? Pewnie tak. Ale uczciwą!
"Krew Chrystusa, wybaw nas!"
To akurat spoko. Krótkie, konkretne, z sensem. Ale te wszystkie "Krew Chrystusa, zapieczętowana w tajemnicy odkupienia"... no, przepraszam bardzo, ale brzmi to trochę jak fragment horroru klasy B. Bez obrazy dla horrorów klasy B, oczywiście. Niektóre są naprawdę zabawne. Ale modlitwa... no nie wiem.
Może to moje lenistwo. Może brak pobożności. Może po prostu wolę szybkie "Zdrowaś Mario" w korku niż długą litanię pełną archaizmów. Nie wiem. Wiem tylko, że czasami mam wrażenie, że im dłuższa modlitwa, tym bardziej oddalam się od tego, do kogo się modlę.
Nie zrozumcie mnie źle. Szanuję tradycję. Rozumiem powagę chwili. Wierzę w moc modlitwy. Ale... czy naprawdę musimy wszystko komplikować? Czy Bóg nie słyszy nas, kiedy po prostu powiemy: "Ej, sorry, trochę nabroiłem, postaram się poprawić"?
Pomyślcie o tym. Może następnym razem, zamiast wkuwać na pamięć te wszystkie "Krew Chrystusa...", po prostu zróbcie coś dobrego dla kogoś. Uśmiechnijcie się do sąsiada. Ustąpcie miejsca w autobusie. Powiedzcie komuś miłe słowo. Może to będzie lepsza modlitwa, niż cała ta litania razem wzięta. To moje zdanie. Unpopular opinion, wiem.
Może zamiast "Krew Chrystusa, studnio wszelkiej cnoty", powiemy po prostu "Bądźmy lepsi dla siebie"?
Okej, koniec tego kazania. Idę szukać tej drugiej skarpetki. A wy? Co o tym myślicie? Czy Modlitwa Ku Czci Najdroższej Krwi Pana Jezusa to dla was duchowa uczta, czy raczej... religijny maraton?
Dajcie znać! Chętnie posłucham Waszych opinii. Tylko proszę, bez rzucania we mnie krucyfiksami.






