Mario & Sonic At The Olympic Games Tokyo 2020

Dobra, przyznaję się. Mam słabość. I ta słabość nazywa się Mario & Sonic at the Olympic Games Tokyo 2020. Serio. Wiem, co myślicie. "Kolejna gra na licencji, odgrzewany kotlet, dla dzieciaków!" Może i macie trochę racji. Ale... no właśnie, ale!
Zacznijmy od początku. Pamiętacie jak pierwszy raz usłyszeliście o połączeniu Mario i Sonica? Kosmos, prawda? Dwie ikony, dwa światy, w jednej grze. Potem doszły Olimpiady i... jakoś to poszło. I wiecie co? Ja to lubię!
Bo to po prostu frajda
Nie będę udawał, że to symulator sportowy z najwyższej półki. Jasne, są zasady, jest rywalizacja. Ale przede wszystkim jest zabawa. Sterowanie jest proste jak budowa cepa. W sam raz, żeby pograć ze znajomymi na kanapie i pośmiać się z ich nieporadności. Albo ze swojej, bo umówmy się, czasem się nie da.
Mini gry to mistrzostwo świata
Wrzucanie oszczepem z Yoshi’m? Check. Surfing na fali z Sonic’iem? Check. Strzelanie z łuku z Luigi’m? Check. I wiecie co? To jest po prostu głupie i wspaniałe! Niektóre mini gry są tak absurdalne, że aż śmieszne. I o to chodzi!
Unpopular Opinion: Gra jest niedoceniana
Okay, lecimy z moim "unpopular opinion". Uważam, że Mario & Sonic at the Olympic Games Tokyo 2020 jest niedoceniana. Wszyscy narzekają, że to gra dla dzieci, że powtarzalna, że bla bla bla. Ale nikt nie docenia tego, że to po prostu czysta, nieskomplikowana rozrywka.
Świat gier jest pełen mrocznych, poważnych tytułów, gdzie trzeba kombinować, planować, dedukować. Czasem mam tego dość. Chcę po prostu włączyć grę, w której mogę pobiegać z Mario, poskakać z Sonic’iem i porzucać dyskiem z Knucklesem, bez martwienia się o fabułę, złożoność postaci i dramatyczne wybory.
Nie twierdzę, że to gra roku. Nie twierdzę, że to arcydzieło. Ale twierdzę, że to świetna gra do wspólnej zabawy. I że, hej, czasem fajnie jest po prostu wyłączyć mózg i pograć w coś, co nie wymaga od nas doktoratu z astrofizyki.
Podsumowując
Mario i Sonic na Olimpiadzie to guilty pleasure. Wstydliwa przyjemność. Ale wiecie co? Nie zamierzam się jej wstydzić. Wręcz przeciwnie. Zachęcam Was do spróbowania. Może i Wy odkryjecie w sobie ukrytą miłość do tej absurdalnej, ale jakże sympatycznej gry.
A teraz przepraszam, muszę wracać do rzucania młotem z Bowserem. Mam szansę na złoto!







