Księżniczka Na Ziarnku Grochu Tekst
Słyszeliście bajkę o Księżniczce na Ziarnku Grochu? No pewnie, że tak! Klasyka nad klasyki. Książę szuka żony, test na prawdziwą księżniczkę i...groch. Brzmi logicznie? No właśnie.
Ale czy aby na pewno to ma sens?
Pomyślmy przez chwilę. Królewna przyjeżdża, zmęczona podróżą, pada deszcz (wiadomo, w bajkach zawsze pada, gdy ktoś jest nieszczęśliwy). Dają jej łoże. Dwadzieścia materacy i dwadzieścia puchowych pierzyn. I co? I ona śpi źle, bo czuje maleńkie ziarnko grochu!
Serio? Dwadzieścia materacy?!
Moim skromnym (i pewnie mało popularnym) zdaniem, coś tu nie gra. Mam alergię na roztocza. Jeden źle wyprany ręcznik potrafi mnie zamienić w czerwonego potwora z piekła roztoczy. Ale żeby ziarnko grochu...?! No sorry, ale to chyba przesada.
Rozumiem, chodzi o metaforę. O wrażliwość, o to, że prawdziwa księżniczka jest delikatna. Ale umówmy się, większość z nas po takiej podróży i tak zasnęłaby kamieniem, obojętnie, czy pod spodem byłby diament, ziarnko piasku czy całe pole kukurydzy.
Może królowa, wymyślając ten test, po prostu miała dość narzekań królewicza na niewygodne materace? "Och, mamo, ten materac jest zbyt twardy! Och, mamo, ta pierzyna mnie drapie!" I wymyśliła szatański plan, żeby sprawdzić, kto dorównuje mu w marudzeniu. Kto wie?
A może księżniczka była po prostu...przewrażliwiona?
Nie żebym kogoś oceniała! Ale realia są takie, że żyjemy w świecie pełnym bodźców. Hałas, światło, ekrany... Nasze zmysły są ciągle bombardowane informacjami. I jakoś dajemy radę. A księżniczka? Jeden mały groch pod czterdziestoma warstwami pościeli?
Wiem, wiem, herezje gadam! Ale pomyślcie: może po prostu miała wyjątkowo zły dzień? Może zjadła coś nieświeżego przed podróżą? Może bolała ją głowa? Każdy z nas ma prawo do gorszego samopoczucia. I wtedy nawet najmniejszy problem urasta do rangi katastrofy.
Z drugiej strony... trzeba przyznać, że księżniczka miała tupet! Bo kto normalny, po nocy spędzonej na narzekaniu, idzie rano do królowej i mówi: "Wiecie, coś mnie strasznie uwierało!"? No bez przesady! Mogła ugryźć się w język i udawać, że wszystko było super. Ale nie! Ona musiała powiedzieć prawdę.
I za to ją lubię! Za tą jej szczerość, za tą wrażliwość (nawet jeśli uważam, że trochę przesadzona). Bo w świecie, gdzie wszyscy udają, że są silni i niezłomni, miło jest zobaczyć kogoś, kto po prostu przyznaje, że coś mu przeszkadza. Nawet jeśli to jest tylko...ziarnko grochu.
Więc co o tym myślicie? Czy test z grochem to geniusz, czy absurd? Dajcie znać!




