Kolejność Wykonywania Działań Klasa 5

Witajcie! Pamiętacie Klasę 5? To był czas... Hm, zastanawiam się, czy to aby nie wtedy po raz pierwszy poważnie zakwestionowałem porządek świata. Mówię oczywiście o… kolejności wykonywania działań.
Serio! Ile nerwów przez to straciłem! Rodzice tłumaczyli, nauczycielka krzyczała, a ja i tak robiłem po swojemu. Bo dlaczego najpierw mnożenie, a potem dodawanie? Dla mnie to zawsze była jakaś kosmiczna abstrakcja.
Moja (nie)popularna opinia
Mam wrażenie, że wszyscy udają, że to rozumieją. "Oczywiście, nawiasy, potęgowanie, mnożenie, dzielenie, dodawanie, odejmowanie!" Recytują jak mantrę. A ja się pytam: po co ten pośpiech?! Nie można po prostu… po kolei?
Wiem, wiem, zaraz podniosą się głosy oburzenia. "Ale to przecież logiczne! Inaczej wyniki będą błędne!" No dobrze, przyznaję. Ale czy nie byłoby zabawniej, gdyby matematyka była bardziej… demokratyczna? Każdy robi jak chce, a na końcu i tak wychodzi coś sensownego? (Dobra, wiem, to utopia).
Wspomnienia z ławki
Pamiętam jeden sprawdzian z matematyki. Było tam zadanie, które wyglądało niewinnie. Coś w stylu: 2 + 2 x 2. Większość klasy rzuciła się na mnożenie, wyszło im 6 i byli zadowoleni. Ja natomiast podszedłem do tego… inaczej. 2 + 2 to 4, pomnożone przez 2 to 8. Proste, logiczne, piękne! No, prawie piękne. Bo wynik oczywiście był zły.
Nauczycielka spojrzała na mnie z politowaniem. "Musisz pamiętać o kolejności, Jasiu!" Powiedziała to tonem, jakbym właśnie zjadł obiad z psem. No dobra, może trochę przesadzam. Ale czułem się wtedy jak outsider, jak ktoś, kto nie pasuje do tego idealnego, matematycznego świata.
"Matematyka jest piękna, gdy się ją rozumie!" - mówił Pitagoras. Ja rozumiałem inaczej. Czy to źle?
Teraz, po latach, przyznaję, że ta kolejność ma sens. Czasami nawet się do niej stosuję! (Chociaż, żeby być szczerym, zdarza mi się zapomnieć). Ale sentyment do tej mojej własnej, trochę chaotycznej matematyki pozostał.
Bo czy życie nie jest trochę jak to dodawanie i mnożenie? Czasami trzeba działać szybko, bez zastanowienia (mnożenie!), a czasami trzeba zwolnić i dokładnie przemyśleć każdy krok (dodawanie!). Ważne, żeby na końcu wyszło coś… sensownego. Albo przynajmniej zabawnego.
Więc co Wy na to? Podzielacie moje "szaleństwo", czy stoicie twardo przy podręcznikowej wersji matematyki? Dajcie znać!



