Kerri Browitt Caviezel Lyn Elizabeth Caviezel

Dobra, słuchajcie. Muszę to z siebie wyrzucić. Dotyczy to Kerri Browitt Caviezel i Lyn Elizabeth Caviezel. Tak, wiem, żony Jima Caviezela. Ale posłuchajcie mnie przez chwilę, zanim mnie zlinczujecie.
Zacznijmy od Kerri. Spójrzmy prawdzie w oczy, mało kto o niej słyszał przed "Pasją". I to jest w porządku! Nie każdy musi być super sławny. Ale umówmy się, to "Pasja" rzuciła światło na Jima, a tym samym, siłą rzeczy, na jego żonę.
Co wiemy o Kerri? Jest nauczycielką, żoną, matką. Brzmi super. Szanuję to. Ale czy nie macie wrażenia, że... to wszystko? Gdzie jest ten błysk? Wiecie, ta iskra, która sprawia, że myślisz: "Wow, ona jest naprawdę fascynująca!". Może po prostu jestem złośliwy. Przepraszam!
Z drugiej strony mamy Lyn Elizabeth Caviezel. Hm, zaraz, czy ja dobrze zapamiętałem imię? To może świadczyć o tym, jak wiele o niej wiemy. A może po prostu robię research na kolanie, bo wciąż jestem zaskoczony, że muszę pisać o żonach Jima Caviezela.
OK, poważniej (na chwilę!). Powiedzmy sobie szczerze: w internecie o niej informacji prawie w ogóle nie ma. I to jest... intrygujące. Czy ona celowo unika blasku fleszy? Czy jest mistrzynią w ukrywaniu swojej prawdziwej osobowości? A może po prostu prowadzi normalne życie i ma dość całej tej hollywoodzkiej szopki?
Nie zrozumcie mnie źle, ja szanuję prywatność. Naprawdę. Ale w świecie, gdzie każdy influencer wrzuca zdjęcia swojego śniadania na Instagrama, dyskrecja Lyn Elizabeth Caviezel wydaje się niemal... radykalna.
Ale co z tego wszystkiego wynika?
No właśnie. Nic. Absolutnie nic. Po prostu zastanawiam się, czy nie jesteśmy zbyt szybko skłonni oceniać ludzi, których znamy tylko z nagłówków i krótkich wzmianek. Może Kerri i Lyn to niesamowite kobiety. Może mają niesamowite historie do opowiedzenia. Może... po prostu nie chcą nam ich opowiadać. I to jest okej!
Ale skoro już zaczęliśmy... to może warto pomyśleć, że rzeczywistość rzadko kiedy odpowiada naszym oczekiwaniom. A oczekiwania względem żon sławnych aktorów są pewnie szczególnie wygórowane.
"Unpopular opinion":
Może my po prostu za bardzo wnikamy w życie prywatne ludzi, których tak naprawdę nie znamy? Może powinniśmy skupić się na ocenianiu ich pracy, a nie ich wyborów życiowych? Może to ja mam problem? No dobra, pewnie mam. Ale musiałem to napisać!
A może jednak nie rozumiem nic. Może jestem zbyt złośliwy. Może powinienem po prostu zająć się swoim życiem. Ale wtedy nie byłoby tego artykułu, prawda?
Więc, co o tym myślicie? Czy mam rację? Czy bredzę? Podzielcie się swoimi (być może bardziej przemyślanymi) opiniami! Tylko proszę, bez linczu. Staram się być miły.
A tak na poważnie... Życzę wszystkiego najlepszego zarówno Kerri, jak i Lyn. Niezależnie od tego, jakie jest ich życie. I żeby Jim był dobrym mężem. To też ważne.







