Karty Pracy Angielski Klasa 2 Do Druku

Przyznajcie się. Kto z was, drodzy rodzice, pamięta jeszcze czasy, kiedy wasz największy problem to było kredki kontra flamastry? Ach, te beztroskie dylematy!
A teraz? Angielski w drugiej klasie!
No dobra, nie panikujmy. To tylko... karty pracy do druku. Niby nic strasznego. Ale, nie oszukujmy się, to początek! Początek szaleństwa z edukacją naszych pociech.
Mam pewną, być może kontrowersyjną opinię. Te karty pracy... czy one naprawdę są aż tak potrzebne? Serio pytam. Czy zamiast ślęczeć nad rysunkami jabłek z podpisem "apple", nie lepiej by było, żeby dziecko pobiegało po dworze i krzyczało "I am the king of the castle!" (z niezrozumiałym akcentem, oczywiście)?
Drukowanie kontra rzeczywistość
No bo pomyślcie. Ile czasu spędzamy, próbując znaleźć te idealne karty pracy angielski klasa 2 do druku? Przeglądamy miliony stron internetowych. Aż zaczyna nam się wydawać, że sami powinniśmy zapisać się na kurs angielskiego, żeby zrozumieć te wszystkie polecenia.
A potem? Zużywamy całą paczkę papieru i hektolitry tuszu. Wszystko po to, żeby nasz mały geniusz przez 15 minut rozwiązywał zadania, a potem rzucił wszystko w kąt i stwierdził, że woli jednak oglądać bajki.
Nie żebym kwestionowała wartość edukacji! Absolutnie! Uważam tylko, że czasem zapominamy o tym, co naprawdę ważne. O radości z nauki. O odkrywaniu świata we własnym tempie. O zabawie, do jasnej ciasnej!
Znam rodziców, którzy traktują to jak olimpiadę. "Mój syn zna już 50 słówek! A twoja córka?". Ej, spokojnie! To dopiero druga klasa. Dajmy im oddychać. Dajmy im rysować potworki zamiast tłumaczyć zasady gramatyki.
Pamiętam, jak kiedyś mój syn, zamiast kolorować gruszkę na zielono, pomalował ją na fioletowo i powiedział, że to "alien pear". I wiecie co? To było o wiele bardziej kreatywne niż jakiekolwiek karty pracy angielski klasa 2 do druku!
Może to tylko ja tak mam. Może jestem beznadziejnym rodzicem, który nie dba o przyszłość swojego dziecka. Ale uważam, że w drugiej klasie najważniejsze jest, żeby dziecko lubiło chodzić do szkoły. Żeby się nie bało. Żeby wierzyło w siebie. A czy do tego potrzebne są tony kart pracy? No nie wiem...
Alternatywne metody tortur... nauki?
Oczywiście, nie mówię, żeby całkowicie zrezygnować z nauki angielskiego. Można przecież włączyć bajki po angielsku. Albo śpiewać piosenki. Albo, o zgrozo, samemu zacząć się uczyć i wspólnie z dzieckiem odkrywać ten fascynujący język.
Ale błagam, nie wpadajmy w paranoję. To tylko druga klasa! Jeszcze przyjdzie czas na stres, egzaminy i korepetycje. Na razie dajmy im trochę wytchnienia i pozwólmy cieszyć się dzieciństwem. I niech te karty pracy posłużą co najwyżej do robienia samolotów!
No dobra, przyznaję. Czasami i ja drukuję te nieszczęsne karty pracy. Ale tylko wtedy, kiedy naprawdę nie mam siły na nic innego. I kiedy wiem, że mój syn spędzi nad nimi więcej niż 5 minut. A jeśli nie? No to trudno. Świat się nie zawali.
A teraz, jeśli pozwolicie, idę wypić kawę. Bo po tym wszystkim, to mi się chyba należy. I włączę sobie jakąś relaksującą muzykę. Może po angielsku? Hmmm... może jednak nie. Jeszcze mi dziecko usłyszy i zażąda kolejnych kart pracy do druku!







