Jak Nasza Mama Obroniła Statek Przed Burzą

Pamiętacie te rodzinne wakacje nad jeziorem? Idealna pogoda, opalanie, pluskanie się w wodzie… No, prawie idealna. Bo zawsze musi się coś wydarzyć, prawda?
Burza, która miała nas pokonać.
W naszym przypadku tym "czymś" była burza. Nie taka tam zwykła, letnia burzyczka. Nie, nie! To była burza z prawdziwego zdarzenia. Grzmiało, błyskało, wiatr szalał. Nasza skromna łódeczka, dumnie nazwana przez tatę "Neptunem" (choć bliżej jej było do wanny z silnikiem), zaczęła tańczyć cha-czę. A my na brzegu, patrzymy z przerażeniem.
Tata wpadł w panikę.
Tata, wielki żeglarz z zamiłowania (i posiadacz patentu, którego nigdy nie wykorzystywał), zaczął biegać i krzyczeć. Co robić? Jak ratować "Neptuna"? Proponował heroiczne skoki do wody, cumowanie łodzi do drzewa… Pomysły coraz bardziej szalone. Szczerze mówiąc, zaczęliśmy się go bać bardziej niż burzy.
Wtedy wkroczyła Mama. Spokojna, opanowana, jakby burza nad jeziorem to była zwykła niedziela. Spojrzała na tatę, westchnęła głęboko i powiedziała: "Daj spokój. Ja to ogarnę."
Genialny plan Mamy.
I ogarnęła. Bez skakania do wody, bez heroicznych czynów. Po prostu wzięła najdłuższy sznur, jaki znalazła w bagażniku. Przymocowała go mocno do "Neptuna". Drugi koniec – do haka holowniczego naszego starego, dobrego Fiata 126p (tak, Malucha. Nie oceniajcie!).
"Odpalamy Malucha i powoli wyciągamy łódkę na brzeg. Proste?" – zapytała z uśmiechem. Tata patrzył na nią jak na kosmitkę. Ale posłuchał. W końcu, co miał do stracenia? Gorzej już chyba być nie mogło.
I wiecie co? Zadziałało! Maluch, sapał, stękał, ale dzielnie ciągnął "Neptuna" w bezpieczne miejsce. Mama spokojnie kierowała akcją, wydając krótkie, konkretne polecenia. A tata… Tata trzymał kciuki.
Po wszystkim, gdy burza minęła, a "Neptun" stał bezpiecznie na brzegu, tata podszedł do mamy i powiedział: "Jesteś niesamowita. Uratowałaś nam wakacje!". Mama tylko się uśmiechnęła i odpowiedziała: "Zawsze mówiłam, że Maluch jest niezastąpiony."
Moja (być może kontrowersyjna) opinia:
I wiecie co? Uważam, że Mama jest niedoceniana! Faceci z tymi swoimi patentami i dyplomami myślą, że zjedli wszystkie rozumy. A prawda jest taka, że w sytuacjach kryzysowych najlepiej sprawdzają się zdrowy rozsądek i… Maluch. Okej, może nie zawsze Maluch, ale chodzi o to, że proste rozwiązania są często najlepsze. A Mama, no cóż, Mama po prostu wie, jak żyć. I jak ratować łódki przed burzą. A może i cały świat?
I właśnie dlatego, drodzy czytelnicy, uważam, że następnym razem, gdy znajdziecie się w trudnej sytuacji, zapytajcie o radę swoją Mamę. Albo kogoś, kto myśli jak Mama. Możecie być zaskoczeni efektem! A tata? No cóż, tata zawsze może potrzymać kciuki.







