Biologia Chemiczne Podstawy życia Test
Przyznajcie się, kto się nie spocił, widząc te trzy magiczne słowa: Biologiczne Chemiczne Podstawy życia? Sama nazwa brzmi jak zaklęcie, które ma wywołać migrenę. A ten test… Ach, ten test!
Szczerze? Mam wrażenie, że ten egzamin to taka inicjacja. Jak przejście przez ogień. Przeżyjesz – jesteś godzien. Godzien… czego właściwie? No, może studiowania dalej. Albo po prostu cieszenia się, że to już za tobą. Bo o prawdziwym zrozumieniu wszystkiego to raczej nie ma mowy.
Ile razy zastanawiałeś się...
... po co mi wiedza o cyklu Krebsa w życiu? No, serio. Czy kiedykolwiek przydało Ci się w negocjacjach handlowych, że ATP to nośnik energii? Albo, że DNA ma budowę podwójnej helisy? Może przy pieczeniu ciasta, żeby drożdże lepiej rosły? Nie sądzę.
Oczywiście, fajnie jest wiedzieć, jak działają procesy w naszym ciele. Ale czy poziom szczegółowości wymagany na teście nie jest czasami… przesadzony? Czy nie powinniśmy się skupić na szerszym obrazie, na zrozumieniu zależności, a nie na wkuwaniu na pamięć nazw enzymów i reakcji?
Pamiętam, jak przed egzaminem usiłowałam zapamiętać wszystkie etapy replikacji DNA. To była jakaś masakra! Myślałam, że mój mózg wybuchnie. I po co? Żeby zapomnieć to wszystko tydzień później? Bo przyznajcie się, ile z tego pamiętacie teraz?
Unpopular opinion alert!
Moja herezja jest taka: test z Biologicznych Chemicznych Podstaw Życia powinien być mniej o pamięciówce, a bardziej o logicznym myśleniu. Dajcie nam zadania, które wymagają zastosowania wiedzy, a nie tylko jej odtworzenia. Sprawdźcie, czy rozumiemy, jak metabolizm wpływa na nasze zdrowie, a nie czy wiemy, który enzym katalizuje daną reakcję.
Rozumiem, że trzeba jakoś selekcjonować studentów. Ale czy naprawdę dobry wynik na tym teście świadczy o tym, że ktoś będzie dobrym lekarzem, biologiem czy farmaceutą? Czy nie ważniejsze są kreatywność, empatia i umiejętność rozwiązywania problemów? Z całym szacunkiem dla profesorów, myślę, że warto się nad tym zastanowić.
A może po prostu zazdroszczę tym, którzy zdali ten egzamin za pierwszym razem bez większego stresu? Może to we mnie krzyczy frustracja niedoszłego geniusza biochemicznego? Kto wie! W każdym razie, życzę powodzenia wszystkim, którzy mają ten *test* jeszcze przed sobą. Pamiętajcie: głowa do góry i dużo kawy! I nie zapomnijcie o cyklu Krebsa… na wszelki wypadek.
Bo lepiej dmuchać na zimne. Dosłownie i w przenośni.
A dla tych, którzy to mają już za sobą: piwko? Zasłużyliście!





