Bezzwrotna Dotacja Na Założenie Firmy 2015

Pamiętacie Bezzwrotną Dotację Na Założenie Firmy 2015? Ah, to były czasy! Obiecywano złote góry, własny biznes i wolność finansową. I wiecie co? Może i komuś się udało. Serio, może. Ale ja mam wrażenie, że to była taka trochę loteria. Albo jak gra w "Zostań milionerem", tylko bez pytania za milion. Więcej jak pytanie za pięć stów, a konkurencja silna.
Nie zrozumcie mnie źle, idea fajna. Dać młodym (albo i nie takim młodym) wilkom przedsiębiorczości szansę na start. Trochę kasy na rozruch i jazda! Ale czy ktoś wtedy serio patrzył na to, czy ten pomysł ma jakikolwiek sens? Czy plan biznesowy nie jest pisany na kolanie pięć minut przed terminem?
Pomysł na biznes: Hodowla jednorożców?
Pewnie ktoś powie, że przesadzam. Że byli eksperci, weryfikacja i cała ta biurokracja. Ale ja widziałem te biznesplany! Słyszałem o pomysłach, które były tak odjechane, że aż trudno uwierzyć. Hodowla jednorożców? Sklep z gumkami do ścierania w kształcie dinozaurów (tylko i wyłącznie!). Serio, ludzie mieli fantazję.
A potem, rok później? Cisza. Lokal zamknięty. Jednorożce... pewnie pobiegły na łąki szczęśliwości. Gumki do ścierania – no cóż, nikt nie ścierał. I co? I nic. Dotacja poszła się paść, a aspirujący przedsiębiorca wrócił na etat. Taka brutalna prawda.
To, co myślę, jest niepopularne
I teraz unpopular opinion: Może ta cała bezzwrotna dotacja to wcale nie był taki dobry pomysł? Może lepiej byłoby zainwestować w edukację, w realne wsparcie, w mentoring, w pomoc w znalezieniu luki na rynku? Bo co z tego, że dasz komuś kasę, jak on nie wie, co z nią zrobić?
Oczywiście, łatwo mi teraz gadać. Siedzę sobie wygodnie i krytykuję. Ale serio, ile tych firm, które powstały dzięki tej dotacji, przetrwało próbę czasu? Ile z nich naprawdę coś znaczy na rynku? Bo ja mam wrażenie, że zdecydowana większość to taki jednosezonowy hit. A potem... zapomnienie.
"Daj człowiekowi rybę, a nakarmisz go na jeden dzień. Naucz go łowić ryby, a nakarmisz go na całe życie." – Stare przysłowie, które idealnie pasuje do tej sytuacji. I wcale nie chodzi o dosłowne łowienie ryb. Chodzi o umiejętności, wiedzę i doświadczenie.
Nie mówię, że każda dotacja jest zła. Absolutnie nie! Ale trzeba to robić z głową. Trzeba patrzeć na realne potrzeby rynku, na potencjał danego pomysłu i na to, czy ten człowiek serio ma smykałkę do biznesu. A nie tylko ładnie napisane CV i marzenie o byciu szefem. Bo bycie szefem to nie tylko prestiż i władza. To też odpowiedzialność, ciężka praca i stres. I niestety, nie każdy się do tego nadaje. Nawet z bezzwrotną dotacją w kieszeni.
Więc tak sobie myślę, wspominając 2015 rok i tę całą dotacyjną gorączkę: Może czasem lepiej postawić na jakość, a nie na ilość? Może lepiej pomóc kilku osobom, ale solidnie, niż rozdać pieniądze na lewo i prawo, a potem patrzeć, jak wszystko idzie na marne? To takie moje małe przemyślenie. Trochę cyniczne, trochę pesymistyczne, ale... chyba prawdziwe.






