Václav Hájek Z Libočan

Hej! Zastanawialiście się kiedyś nad historią? Taką naprawdę, naprawdę starą? No dobra, przyznaję, to brzmi jak wstęp do nudnego wykładu. Ale obiecuję, będzie zabawniej, niż myślicie. Dziś na tapetę bierzemy pewnego jegomościa. Nazywał się... uwaga, będzie długie... Václav Hájek z Libočan.
Tak, wiem, imię jak z powieści fantasy. I to jeszcze pisanej przez kogoś, kto kocha czeskie knedliki bardziej niż własną babcię. Ale nie dajcie się zwieść! Ten Václav był kronikarzem. Pisal o historii Czech. I tu zaczyna się cała zabawa.
Kronika, czy fantazja?
Bo widzicie, Hájek to taki trochę czeski odpowiednik braci Grimm. Tylko zamiast o Jasiu i Małgosi, pisał o początkach państwa czeskiego. I robił to z rozmachem godnym Hollywood. No, może Hollywood w epoce kamienia łupanego. Więc mamy tam księżniczki, rycerzy, smoki (no dobra, smoków chyba nie, ale atmosfera jest!), intrygi i dramaty. Wszystko, co tygrysy lubią najbardziej.
I tu pojawia się moje "niepopularne" zdanie: uwielbiam to! Tak, wiem, historycy pukają się w czoło. Mówią, że Hájek zmyślał na potęgę. Że fakty mu się pomyliły. Że to bardziej powieść historyczna niż kronika. Ale czy to naprawdę ważne? Czy historia musi być zawsze taka... sucha i poważna? Nie może być trochę... pikantna?
Wyobraźcie sobie, że czytacie o początkach swojego kraju. I zamiast nudnych dat i nazwisk, macie opowieść pełną bohaterstwa, zdrady i romansów. No, powiedzcie sami, to brzmi jak coś, co chętnie byście przeczytali do poduszki!
Dlaczego warto go znać?
Może i Hájek nie był skrupulatnym historykiem. Może i trochę podkoloryzował. Ale to właśnie dzięki niemu mamy w głowach pewien obraz dawnych Czech. Obraz, który jest romantyczny, barwny i... po prostu fajny. To tak, jak z legendami arturiańskimi. Nikt nie wierzy, że Król Artur naprawdę istniał w takiej formie, jak go znamy. Ale czy to oznacza, że mamy przestać czytać o Excaliburze i Rycerzach Okrągłego Stołu?
No właśnie, nie! I tak samo jest z Hájkiem. Jego Kronika czeska to kawał literatury. Może niezbyt wiarygodnej, ale na pewno porywającej. I to właśnie za to go cenię. Za to, że potrafił rozpalić wyobraźnię. Za to, że sprawił, że historia stała się... wciągająca.
A więc, co wy na to? Przyznajcie się, czy też lubicie czasem posłuchać dobrych bajek? Nawet jeśli są historyczne? Czy to grzech, że wolę wersję historii z Hájka, niż z podręcznika? Dajcie znać w komentarzach! Jestem ciekawa, czy jestem jedynym "heretykiem" w tym temacie.
Może i Hájek zmyślał. Ale zmyślał pięknie!
P.S. Następnym razem, jak usłyszycie gdzieś o Václavie Hájku z Libočan, nie myślcie od razu o nudnej lekcji historii. Pomyślcie o gościu, który umiał opowiadać historie. I to całkiem nieźle! A może nawet lepiej niż całkiem nieźle... 😉







