Jídlo české Budějovice

Budziejowice. Piękne miasto. Piwo, wiadomo. Ale jedzenie? No właśnie, jedzenie w czeskich Budziejowicach… Mam pewną, powiedzmy, niepopularną opinię.
Knedle, czyli bułka w sosie. Przepraszam, wiem.
Okej, okej, knedle to klasyk. Symbol. Mus. Ale… czy ktoś naprawdę KOCHA knedle? Szczerze? One są takie… bułkowate. Jak gąbka, która wchłania cały sos. I nagle masz sam sos. Z gąbką. Nie wiem, może to ja mam coś nie tak z gustem. Ale wolę ziemniaki. Zawsze.
I nie zrozumcie mnie źle. Cenię tradycję. Szanuję. Ale po trzech dniach jedzenia knedli do wszystkiego, zaczynam tęsknić za frytkami. Albo ryżem. Czymkolwiek, co nie jest tak intensywnie… knedlowe.
Smażony ser - legenda. Ale czy zasłużona?
Kto nie słyszał o smażonym serze? To jak polski oscypek, tylko… smażony i czeski. Wygląda super. Pachnie super. I zazwyczaj smakuje… no, jak smażony ser. I frytki. I tatar. Czyli w sumie wszystko jest super. Ale… to ciążka sprawa.
Po takim posiłku masz ochotę iść spać na trzy godziny. A potem biec maraton. Bo kalorie same się nie spalą. I wiesz co? Znowu te frytki! Ile razy można jeść frytki? Wiem, wiem, kultowe. Ale czasem marzę o sałatce. Albo chociaż surówce z marchewki. Coś zielonego, dla równowagi.
Utopence - czyli kiełbaski w occie. Oryginalne.
Utopence! Kiełbaski pływające w occie. Brzmi… interesująco. Wygląda… równie interesująco. Smakuje… jak kiełbasa w occie! Jeśli lubisz ocet, to bingo. Jeśli nie… to współczuję.
Przyznam szczerze, próbowałem. Raz. I to mi wystarczyło na całe życie. Doceniam odwagę kulinarną Czechów. Ale utopence to dla mnie zbyt ekstremalne doznanie. Zbyt kwaśne. Zbyt… utopione.
Zupa czosnkowa (Česnečka) - tu się nie czepiam.
Okej, jedna rzecz, którą naprawdę lubię. Česnečka! Zupa czosnkowa. Rozgrzewająca, aromatyczna, czosnkowa. Idealna na kaca. Idealna na zimny dzień. Idealna na… każdą okazję. Z czosnkiem nigdy nie można przesadzić. (Może trochę przesadzić, ale co tam!).
To jedyne danie, które zamawiam za każdym razem, kiedy jestem w Czechach. I nigdy się nie nudzi. Bo czosnek to życie. I zdrowie. I odstraszacz wampirów. Same plusy!
Podsumowując… (cicho!)
Wiem, że pewnie narażam się teraz całej społeczności miłośników czeskiej kuchni. Przepraszam. Ale po prostu… knedle nie są dla mnie. Smażony ser też nie. Utopence to już w ogóle. Ale česnečka… to jest to! I piwo. Piwo zawsze smakuje. Nawet z knedlami obok. Tylko ich nie jem.
A tak serio, Budziejowice to piękne miasto i warto je odwiedzić. A jedzenie? Próbujcie wszystkiego! Może akurat wam zasmakuje. A jeśli nie… zawsze zostaje piwo. I czesnečka. Zawsze!

_2.jpg)



