Filmy Dla Dzieci Online Za Darmo Blog

Okej, przyznaję się. Mam pewne... przemyślenia. Takie, które pewnie spowodują, że kilka mamuśiek wpadnie w furię. Ale trzymajcie filiżanki z herbatą. Chodzi o filmy dla dzieci online za darmo. A konkretnie, o blogi, które je promują.
Blogowy raj... a może i nie?
W teorii, wszystko brzmi cudownie. "Bezpłatne filmy dla dzieci! Edukacyjne i zabawne! Twoje dziecko pokocha! Ty też!" No super, myślę sobie. Idealne rozwiązanie na deszczowe popołudnie, prawda? Albo na te 15 minut, kiedy muszę pilnie ugotować obiad, a mały człowiek właśnie odkrył, że firanka jest jego nową, ulubioną huśtawką.
Ale... No właśnie, jest to "ale".
Czy na pewno za darmo?
Zacznijmy od tego, że NIC nie jest naprawdę za darmo. Płacimy czasem inaczej. Na przykład... naszym czasem. Przeglądanie tych blogów to często labirynt linków. "Kliknij tu! Obejrzyj tam! Zarejestruj się tutaj!" A po drodze? Milion reklam. I nie, nie są to reklamy misiów Gumisiów. Raczej... kasyn online.
I nie żebym była purytanką! Ale mój czterolatek nie musi jeszcze wiedzieć, czym jest ruletka. Dziękuję bardzo.
Jakość pozostawia wiele do życzenia
Potem jakość. O Boże. Czasem mam wrażenie, że oglądam jakiś odkopany z dna internetu film, nagrany kalkulatorem. Rozmazane, zacinające się, z dźwiękiem, który brzmi, jakby ktoś nagrywał go zza ściany... Dzieci zasługują na coś lepszego, prawda?
A animacja? Czasem mam wrażenie, że postacie poruszają się jak... jakbym ja próbowała tańczyć breakdance. A uwierzcie mi, to nie jest ładny widok.
"Ale przecież są tam edukacyjne perełki!"
Może i są. Ale znalezienie ich to jak szukanie igły w stogu siana. A potem i tak okazuje się, że "edukacyjne" znaczy "piosenka o literkach z robotycznym głosem, która sprawia, że mam ochotę uciec na bezludną wyspę".
Alternatywy istnieją!
No dobra, ponarzekałam. Ale to nie znaczy, że jestem całkowicie przeciwna oglądaniu filmów przez dzieci. Po prostu... uważam, że warto poszukać alternatyw. Biblioteki! Wypożyczalnie DVD (tak, one jeszcze istnieją!). Platformy streamingowe, które oferują bezpieczne i wysokiej jakości treści. Może nawet... książka?
Wiem, wiem. To unpopular opinion. W świecie, gdzie wszystko musi być natychmiast, za darmo i dostępne na wyciągnięcie ręki, sugeruję... pójście na spacer do biblioteki. Szaleństwo!
Ale tak serio, czasami warto zapłacić kilka złotych za spokojną głowę. Za to, że wiem, co ogląda moje dziecko. Za to, że nie muszę przeklikiwać się przez tony reklam. Za to, że obraz nie kłuje mnie w oczy. A może i za to, że dam zarobić twórcom, którzy naprawdę się starają, żeby dzieciaki miały dostęp do fajnych rzeczy. No co, marzyć wolno, nie?
A na koniec, takie małe, matczyne wyznanie: czasem po prostu wyłączam telewizor i idziemy budować z klocków. Albo czytamy bajkę. Albo... tańczymy tego beznadziejnego breakdance’a. I wiecie co? To jest bezcenne. I zdecydowanie lepsze niż najnowszy, darmowy filmik z podejrzanego bloga.
Zatem, co Wy na to? Gotowi się ze mną nie zgodzić?







