Minusem tłumaczeń pisemnych, z którym trzeba się pogodzić, jest brak dobrych historii do opowiadania znajomym. Tłumacz zwykle siedzi większość dnia w domu przed komputerem, a w dodatku musi trzymać język za zębami, bo profesjonalny tłumacz nie ujawnia żadnych – jakichkolwiek – informacji ani danych dotyczących wykonywanej pracy.*
Takie postawienie sprawy może się wydawać skrajne, ale ma głęboki sens. Jest tak, bo jako tłumacz nie potrafisz ocenić wielu rzeczy:
-
nie wiesz, czy informacje, które ujawniasz, są istotne – np. tłumaczysz dokumentację przetargową i może ci się wydawać, że wystarczy zachować w poufności szczegóły oferty (np. cenę) – jednak dla konkurencji sam fakt, że odbywa się przetarg albo że bierze w nim udział twój klient, może być ważną informacją biznesową; ktoś może stracić mnóstwo pieniędzy, bo nie jesteś w stanie ocenić, jakie informacje mogą się komuś przydać;
-
nie wiesz, czy informacje, które ujawniasz, są miarodajne – na imprezie rozmowa schodzi na nowe renault twingo koleżanki, która dodaje, że ubezpieczyła samochód w firmie X. Tak się składa, że tydzień wcześniej tłumaczyłeś projekt sprawozdania finansowego tej firmy i wiesz, że w ubiegłym roku zanotowali 17 mln zł straty. Może ci się to wydawać interesujące – może nawet zechcesz zabłysnąć uprzywilejowaną wiedzą – jednak jest to informacja bezwartościowa. Nie mówi ona jeszcze niczego o firmie: być może firma wchodzi na nowy segment rynku i jest przygotowana na lata kosztownych inwestycji; być może strata w wysokości 17 mln zł jest wynikiem lepszym od zakładanego. Słowem – nic nie wiesz, zatem nic nie mów;
-
nie wiesz, czy informacje, które ujawniasz, pozostaną w zaufanym gronie. Chociaż nie, to akurat wiesz – nie pozostaną. Informacje rozchodzą się w sposób nieprzewidywalny. Wystarczy, że koleżanka zapyta na internetowym forum, czy firma X na pewno jest godna zaufania, bo słyszała od kolegi tłumacza, że mają 17 mln straty za ubiegły rok. Taka informacja przenoszona pocztą pantoflową może dla firmy oznaczać nagły kryzys PR-owy, a dla ciebie poważne nieprzyjemności, z ryzykiem pozwu włącznie.
Jedyne, co wiesz na pewno, to że ponosisz zawodową i cywilną odpowiedzialność za ewentualne straty wywołane twoją niedyskrecją. Jest tak dlatego, że współpracując z agencjami z reguły podpisujesz zobowiązanie do zachowania poufności, w którym zobowiązujesz się:
-
zachowywać wszelkie uzyskane informacje w ścisłej tajemnicy;
-
wykorzystywać takie informacje wyłącznie na potrzeby tłumaczenia; oraz
-
uniemożliwić dostęp do nich innym osobom (np. musisz zabezpieczyć komputer, pendrive i dysk sieciowy hasłem, a przed wyrzuceniem dokumentów papierowych na śmietnik użyć zniszczarki).
Dla informacji: zobowiązanie do zachowania poufności powinno również jasno określać czas, na jaki zobowiązujesz się zachować poufność (np. przez dwa lata od zlecenia albo na zawsze) oraz konsekwencje naruszenia obowiązku poufności, a także zawierać zapis, że obowiązek zachowania poufności nie dotyczy sytuacji, gdy ujawnienia informacji domagają się uprawnione organy państwowe, np. prokuratura. Zobowiązanie do zachowania poufności standardowo zawiera także zastrzeżenie, że zobowiązanie nie dotyczy informacji, które były ci wiadome przed ich ujawnieniem przez klienta oraz informacji, które już są powszechnie wiadome (znajdują się w domenie publicznej).
Jednak udowodnienie adwokatowi drugiej strony przed sądem, że coś wiedziałaś już wcześniej, może się okazać zdumiewająco trudnym zadaniem. Dlatego najlepszą i najprostszą zasadą będzie zawsze całkowita dyskrecja. Nie będziesz gwiazdą imprezy, ale przynajmniej masz pewność, że postępujesz etycznie, nie niszczysz jednym głupim słowem przedsięwzięcia, w które ktoś włożył mnóstwo pracy, serca i pieniędzy. No i nie znajdziesz we własnej skrzynce pocztowej żądania wypłaty odszkodowania albo pozwu sądowego.
* Jeśli się nad tym zastanowić, w tym sensie my, tłumacze, nie różnimy się niczym od Jamesa Bonda. Krzepiąca myśl.
(c) Piotr Szymczak 2013; źródło obrazka: auremar / 123rf.com.
Leave a Reply