Na rynku tłumaczeń nie ma czegoś takiego jak typowa stawka za stronę tłumaczenia czy godzinę pracy. Widuje się najróżniejsze stawki, od głodowych (w stylu 15-20 zł za stronę) aż po dość sowite (w okolicy stu złotych za stronę rozliczeniową). Stawki różnią się w zależności od:
- podaży i popytu (języki rzadko spotykane są droższe – za to jest na nie mniejszy popyt);
- trudności przekładu (niektóre teksty wymagają bez porównania więcej pracy albo fachowej wiedzy od innych, więc konkurencja jest mniejsza, a stawki wyższe);
- jakości pracy (doświadczona, wyspecjalizowana tłumaczka oferuje lepszy produkt niż osoba zaraz po studiach);
- pilności (za duże, pilne tłumaczenia obowiązują wyższe stawki).
Dlatego:
-
regularnie przeglądaj cenniki agencji i odpowiednio kalibruj własne stawki w stosunku do rynkowych, żeby nie zaniżać (ani nie zawyżać) ceny własnej pracy;
-
żądaj dodatkowej opłaty za pracę po godzinach lub w weekendy – masz do tego prawo.
Początkujący tłumacze na ogół stawkę zaniżają, godząc się na pracę za niewielkie pieniądze. Nie jest to dalekowzroczna strategia. Żeby nie zaniżać stawek, warto sobie uświadomić, dlaczego stawki nie mogą być za niskie.
Zaproponuję ci pewne ćwiczenie. Zanim się zgodzisz pracować za miskę zupy, zastanów się nad swoimi rzeczywistymi kosztami i ambicjami finansowymi i przekonaj się, czy twoja stawka je zaspokaja. W arkuszu kalkulacyjnym (albo na kartce, czemu nie) utwórz sobie kilka pozycji:
Roczne koszty prowadzenia działalności
-
koszt ubezpieczeń społecznych (ZUS)
-
koszt wynajęcia biura (jeśli nie pracujesz w domu)
-
koszt studiów i kursów uzupełniających
- zakup książek, słowników i materiałów dydaktycznych
- koszty dojazdów
- sprzęt i wyposażenie biurowe (komputer, meble, drukarka, wizytówki, strona internetowa)
- telekomunikacja (internet, telefon)
- oprogramowanie (procesor tekstu, programy CAT, aplikacje biznesowe do smartfona)
- koszt obsługi księgowej działalności
- koszt ubezpieczeń OC
- opłaty i składki członkowskie w stowarzyszeniach branżowych
Roczne koszty utrzymania
-
roczny czynsz/opłaty za mieszkanie
- koszt kredytów, w tym hipotecznych
- roczny podatek od nieruchomości i opłata za użytkowanie wieczyste
- koszt elektryczności, zużycia wody itp.
-
koszt żywności
-
ubrania, buty, dodatki
- życie kulturalne
- działalność dobroczynna i prospołeczna
- koszt urlopów i wyjazdów
- inne wydatki
- zakładane oszczędności (nie robisz oszczędności? nie żartuj sobie! mama nie uczyła o trzech słoikach?)
Zsumuj te dwie wartości – oto twoje roczne koszty.
Teraz zastanówmy się, jak na nie zarobić. W ciągu roku jest ok. 250 dni roboczych (staraj się nie zakładać pracy w weekendy – chyba każdy samozatrudniony pracuje w weekendy, ale też chyba każdy wolałby tego nie robić…). Jeśli od tego odejmiesz jeszcze wakacje i wyjazdy (np. dwa tygodnie latem, tydzień zimą, majówka) i świąt (w Polsce razem z majówką trzeba liczyć około siedmiu), zostaje ci ok. 225 dni pracy.
Taka liczba oznacza bardzo spokojny i cywilizowany tryb życia, niestety nie każdemu w Polsce dostępny – jednak jeśli uda ci się go wcielić w życie, to bardzo dobrze dla ciebie, więc przyjmijmy go za punkt wyjścia. Jeśli chcesz pracować więcej, dodaj np. 30-35 dniówek za pracę w niektóre weekendy i rezygnację z dodatkowych wyjazdów.
Zakładając, że osiągnąłeś już pozycję zawodową, która sprawia, że praktycznie codziennie masz coś do zrobienia (zajmuje to trochę czasu – nawet do dwunastu miesięcy solidnej pracy i nawiązywania kontaktów), i że jesteś w stanie zrobić dziennie 10 stron, ale masz przy tym pewne przestoje rzędu 25% (ze względu na to, że jednak nie codziennie masz pracę, albo musisz iść do lekarza czy urzędu), wykonasz rocznie 7,5 stron tłumaczenia dziennie razy 225 dni, czyli ok. 1700 stron.
Oczywiście jeśli pracujesz (szybciej)/(wolniej) albo masz dziennie (mniej zleceń)/(tyle zleceń, że się nie wyrabiasz) – zmień tę liczbę stron odpowiednio.
A teraz chwila prawdy: podziel łączne koszty przez liczbę stron, które masz szanse przepracować (i dodatkowo pomnóż przez 1,20 – podatek dochodowy!), a otrzymasz minimalną stawkę pozwalającą ci utrzymać się na zakładanym poziomie przy normalnym stylu życia, czego ci z całego serca życzę.
Myślę, że ta stawka pozwoli ci zrozumieć, dlaczego na dłuższą metę za 20 zł za stronę nie sfinansujesz działalności wysokiej jakości. A jeśli stawka, która ci wyszła, jest rzeczywiście bardzo niska w stosunku do rynkowej? Cóż. Jeśli masz bardzo niskie koszty utrzymania, bo jesteś osobą oszczędną albo mieszkasz w miejscu o niskich kosztach utrzymania – gratulacje, właśnie odkryłaś swoją przewagę konkurencyjną. Możesz wykorzystać ten fakt i albo oferować niższe stawki, albo brać stawkę rynkową i podnieść sobie jakość życia, osiągając wyższe dochody mniejszym nakładem pracy – tak działa wolny rynek.
Ale jeśli twoja minimalna stawka jest niska, bo w rozliczeniu nie uwzględniłaś kosztów mieszkania, jedzenia, zakupu mieszkania itd., bo utrzymują cię rodzice, zastanów się – kiedy wejdziesz w dorosłość, czy będzie ci się uśmiechało działanie na rynku zepsutym przez zaniżane stawki? Czy na pewno chcesz przyzwyczajać rynek do stawek, po których nigdy nie będzie cię stać na mieszkanie ani normalne jedzenie?
(c) Piotr Szymczak 2013
Cześć Piotr, świetny artykuł. Oby więcej tak świadomych tłumaczy. Niestety coraz częściej widzę, że wiele osób na początku zaniża stawki a potem widząc, że na takim rynku nie da się pracować, zmienia pracę lub szuka pracy etatowej, żeby mieć popłacone ZUS-y i w dalszym ten rynek psuje.
Witam, mimo doświadczenia zawodowego ponad 10 lat, często Biura tłumaczeń proponują mi stawki 10-18 zł, widocznie często nie chodzi im o jakość, ale klient płaci, jak za tekst o wysokiej jakości.