Wiele tekstów powstaje w pośpiechu albo jest owocem współpracy wielu osób: nic dziwnego, że zaglądając do oryginału, znajdujemy w nim błędy.
Np. angielski napis na znaku mówi: “Zakaz wjazdu pojazdów dostawczych – teren mieszkalny”, za to na części walijskiej pojawiła się odpowiedź wysłana przez autorespondera, którą klient uznał za walijskie tłumaczenie i rzucił beztrosko na znak drogowy. Walijskojęzyczni kierowcy ciężarówek mogą sobie doczytać na dole znaku: “W tej chwili nie ma mnie w biurze. Zlecenia proszę przesyłać emailem” (była z tego spora radość parę lat temu).
Błędy bywają różne, i różne mogą mieć skutki:
-
literówki;
-
błędy gramatyczne;
-
opustki (np. z kontekstu wynika, że zdanie powinno mówić “nie zawiera”, jednak zdanie mówi “zawiera”);
-
niespójności terminologiczne (np. w umowie zdefiniowany jest “kupujący”, ale przez nieuwagę z “kupującego” gdzieś zrobił się “nabywca”);
-
mity i błędy ugruntowane w kulturze (np. “jak mawiał Alfred Hitchcock, film powinien się zaczynać od trzęsienia ziemi, a potem napięcie powinno rosnąć” – kiedyś z koleżanką odkryliśmy ze zdziwieniem, że Hitchcock niczego takiego nie powiedział; zauważmy, że ten bon mot pojawia się w cytatach z Hitchcocka w polskiej Wiki (bez podania źródła – teraz już wiesz dlaczego), ale już nie w wersji angielskiej; jeśli już, autorem powiedzonka mógł być Samuel Goldwyn – powiedzenie “[a movie] should start with an earthquake and build to a climax” pojawia się na Wiki Quotes na jego stronie dyskusyjnej, ale też bez źródła);
-
niewrażliwość na znaczenia kulturowe słów – np. pierwsze reklamy telewizyjne po upadku PRL krytykowano, bo zamiast formy Pan/Pani/Państwo spoufalały się z widzem formą ty (teraz przestało nas to razić);
-
błędy prawne – bo tekst stworzony w jednej kulturze prawnej może mieć wady prawne, kiedy zostanie mechanicznie przeniesiony do innej (np. we wzorze zagranicznej umowy może brakować zapisów wymaganych przez prawo polskie);
-
błędy rzeczowe (merytoryczne) – np. ktoś w prostocie ducha mówi o Auschwitz “a Polish death camp”; ktoś inny, pisząc po angielsku o PRL, nazywa “środowiska opozycyjne” members of the opposition, zamiast prawidłowo dissident circles, itd.
(Takie błędy oczywiście zdarzają się każdemu, również tłumaczom. Olga Tokarczuk opowiadała kiedyś, jak jej znakomita tłumaczka, Antonia Lloyd-Jones, chciała się raz u niej upewnić – tak tylko dla formalności – czy dobrze rozumie, że “pacyfka” oznacza liniowiec oceaniczny.
Ja kiedyś omal nie wysłałem w Polskę tekstu ostrzegającego polskich kierowców przez tajemniczym “czarnym lodem”, dopóki mnie nie olśniło, że po polsku mówimy na to po prostu “gołoledź”).
No dobrze, ale co z błędami robić? Czy jest jakaś zasada?
Tłumaczenie jest sztuką wyborów. Jak to często bywa w życiu tłumacza, zwykle mamy do czynienia nie tyle z zasadą, ile z pewną konkretną sytuacją, w której należy podjąć decyzję. Nie sprawdzi się tu ani sztywna zasada w rodzaju “Oczywiste błędy oczywiście poprawiamy”, ani jej odwrotność (“Broń Boże nie ruszać niczego w oryginale”). Lepsze będzie uświadomienie sobie pewnych prawd, częściowo ze sobą sprzecznych:
-
każdy tekst służy pewnym celom
-
tłumacz może nie znać celu tekstu albo rozumieć go błędnie
-
tłumacz jest zwykle najuważniejszym czytelnikiem tekstu
-
tłumacz nie jest docelowym odbiorcą tekstu
Dlatego w każdej sytuacji zadaj sobie pytanie: jaki jest cel tego tekstu – do czego jest przeznaczony tekst – i co najważniejsze: czy klient ma świadomość istnienia błędu?
(c) Piotr Szymczak 2013; źródło obrazka: artykuł BBC.
Jeśli w tekście źródłowym mamy “PKP Calgo” zamiast “PKP Cargo”, to czy należy ten błąd poprawić i przetłumaczyć PKP Cargo czy zostawić i ewentualnie zadać pytanie Klientowi/Biurowi Tłumaczeń w mailu.
Jeśli w tekście źródłowym mamy “Bosnia & Herzegovina (duty free)”, to jak powinien postąpić Korektor/Weryfikator?