Ten wpis jest związany z poprzednim i trudno znaleźć dla niego dobrą kategorię. Szufladkuję go pod Lepiej, ale równie dobrze mógłby podpadać pod “Sens życia”. Chciałem napisać o tym, czy tłumacz, który nie tłumaczy Thomasa Manna, rzeczywiście jest skazany na frustrację.
Jest pewna różnica między niedoświadczonym tłumaczem a starym fachurą. Kiedy student myśli o “tłumaczu”, wyobraża sobie człowieka, który z kartką i ołówkiem w ręku zapada się w skórzany fotel przy kominku, żeby tłumaczyć wiersz Paula Muldoona, co pewien czas pomagając natchnieniu przy pomocy kieliszka Damoy Chambertin z 2005 roku. Kiedy ja myślę o tłumaczu, wyobrażam sobie człowieka, który o trzeciej nad ranem próbuje ustalić, co to są “zapinki podkowiaste z zakończeniem gwiaździstym” i jak to będzie po łotewsku.
Tłumaczenie nie składa się z glamouru. Na każdy wiersz Paula Muldoona przypadają zwykle setki stron zwykłych tłumaczeń użytkowych. Na każde wystąpienie Przewodniczącego Komisji Europejskiej tłumaczone na żywo przypadają setki godzin tłumaczenia komisji ds. prawa celnego. Zresztą, z czasem nawet prime time przestaje robić wrażenie, co pokazuje popularny wśród tłumaczy blog na tumblrze tutaj i tutaj.
Jak to pogodzić z wpajanym nam przekonaniem, że w życiu należy się kierować pasją? Że ten, kto robi coś, co kocha, tak naprawdę nie przepracował w życiu ani jednej godziny? Ja sam myślę o tym inaczej, z grubsza podobnie jak Cal Newport w książce So Good They Can’t Ignore You: Why Skills Trump Passion in the Quest for Work You Love. Rzecz w tym, że pasje nie zawsze mają praktyczny wymiar, a aspekt finansowy raczej psuje przyjemność czerpaną z pasji niż odwrotnie. Często słyszy się narzekania, że ktoś uwielbia X (tłumaczyć, gotować, urządzać wnętrza, pracować w ogródku), ale nie znosi rachunkowości – załatwiania spraw po urzędach – nieuczciwych dostawców – niekompetentnych pracowników – szukania klientów i innych praktycznych obowiązków związanych z działalnością gospodarczą.
Tymczasem praca jest jednym z ważniejszych składników osobistego szczęścia. Wg systemu Martina Seligmana szczęście (które on nazywa well-being, czyli “dobrostanem”) to konstrukt, na który składa się kilka elementów: pozytywne emocje i pozytywne związki z ludźmi, doświadczanie stanu pochłonięcia (zaabsorbowania) wykonywaną czynnością, poczucie, że to, co robisz, ma sens, oraz zdobywanie osiągnięć.
Nietrudno zauważyć, że dobrze wykonywana praca może być kluczem do praktycznie każdego z tych obszarów życia, dlaczego częściej sprawdza się sytuacja odwrotna: kiedy wykonujesz – najlepiej jak potrafisz – solidną i rzetelną pracę, która komuś pomoże w życiu albo pracy, z czasem uczysz się ją doceniać. Jeśli masz odpowiednie podejście, nie bierzesz się do wykonywania swojej pracy z pasji; znajdujesz satysfakcję – a z czasem i pasję – w swojej pracy. Brzmi to górnolotnie, ale tak właśnie jest…
(c) Piotr Szymczak 2013; źródło obrazka: diego cervo / 123rf.com.
[…] Post navigation ← Previous Next → […]
[…] pasja? Jak już pisałem, w pracy lepiej szukaj satysfakcji z własnego wysokiego poziomu. Szkoda marnować porządną […]
Na temat radości z pracy pisze też Mihály Csíkszentmihályi (co za nazwisko), świetna lektura, polecam.
Rzeczywiście, to właśnie Csíkszentmihályi wprowadził pojęcie flow do psychologii. Przy okazji – nazwisko podobno na Węgrzech popularne 🙂